niedziela, 15 lutego 2015

Seseragi

         
          Nie umiem pisać angstów. Serioserioserioserioserio. Możecie mnie zabić, porąbać siekierą i zakopać w lesie, bylebym już nigdy nie brała się za angsta. Pewnie się na mnie zawiedziecie. 
          Strasznie ciężko mi się to pisało, z wielu powodów. Miałam wiele ambicji co to tego, co wyszło... sami widzicie. Mam problem z przedstawieniem za pomocą słów czegoś takiego.
          Nie wiem w ogóle, czy można to nazwać angstem. Podejrzewam, że w nikim nie wzbudzi to żadnych głębszych uczuć. 
          Przepraszam za to byleco. Już nie będę się brała za angsty, jak widać nie są one mi pisane.
          Dedykacja... dedykuję to sobie.

          Cały shot jest inspirowany teledyskiem zespołu Adams - Seseragi (stąd tytuł). Polecam obejrzeć przed przeczytaniem.




_______________________



typ: one shot
gatunek: miał być angst...
paring: YeWook
ostrzeżenia: obawiam się że może się tego nie dać czytać
rating: PG-13





          Usiadłem na dnie wanny i puściłem delikatny strumień chłodnej wody. Ostatnie promienie zachodzącego słońca wbiły się w drgającą ciecz i rozbiły, tworząc na kafelkach niewyraźną tęczę, tak jak teraz ja jestem rozbity. To musiało trwać jak najdłużej. Tylko na to zasługiwałem.
          Wraz z wodą napłynęły wspomnienia, tym razem jednak ich nie odpędzałem. Pozwoliłem sobie nimi nasiąknąć, tak jak moje ubrania nasiąkły wilgocią. Dlaczego jednak pamiętałem przede wszystkim przykre sytuacje?
          Szum fal, które gdzieś w oddali uderzały o strome, szare klify, był zagłuszany przez uderzanie mojego serca. Blask rdzawego zachodu, rozlewającego się po bezmiernej toni oceanu i mieszającego się ze spienionymi grzywami, był zupełnie niezauważalny przy blasku twoich ciemnych oczu. Absolutnie wszystko było przyćmiewane, nie zauważałem niczego poza tobą i chłonąłem tę chwilę, nieliczną chwilę kiedy byliśmy sami, nareszcie nie otaczani przez innych ludzi, szczególnie takich jak ten... Choi, ten wysoki kretyn, którego wszyscy uwielbiali, łącznie z tobą, bo wszystkich raczył tym swoim sztucznym uśmiechem i beznadziejnie miłym tonem. Ale tu go nie było. Nareszcie.
          - Jongwoonnie! - Nabrałem wody w dłonie i ochlapałem cię, śmiejąc się i oczekując rewanżu. Jednak reakcja była zgoła inna.
          - Pogrzało cię?! Co ci odwala?
          Opadły mi ręce i zamilkłem, wyraźnie gasnąc, jak słońce gasło teraz, jakby tonąc w głębinach fal. Ale przecież zawsze tak było. Wszystko, co robiłem, było durne i beznadziejne, prawda? Ja byłem beznadziejny? 

          Wanna się powoli napełniała, a mnie zaczynało być zimno. 
          Zimno...?
          Stacja kolejowa przy campusie była niemal pusta, bo skończyliśmy zajęcia wcześniej. Napadało dość dużo śniegu, i może nawet zachwycalibyśmy się krajobrazem świata otulonego białą płachtą, gdybyśmy nie byli zajęci narzekaniem na zbyt niską temperaturę.
          Gdy zobaczyłem idącego w naszą stronę Shindonga, zmarkotniałem. Nie żebym coś konkretniejszego do niego miał, po prostu ani trochę nie cieszyło mnie jego towarzystwo.
          - Hej, Shinie! - Twój głos był zdecydowanie zbyt miły, jak na mój gust. Kiedy zwracałeś się do mnie, twój ton brzmiał bardziej... oschle?
          - Siema - wydusiłem, siląc się na uprzejmy ton. Na uśmiech się nie zdobyłem, widząc, jak radośnie go witasz. A nasze powitania? Całkowicie odarte z wszelkich uczuć, bezbarwne "hej, co tam?". 
          Moment, w którym uwiesiłeś się na jego ramieniu przelał szalę goryczy. Zrobiło mi się niedobrze. Mi nigdy tak nie robiłeś. W czym on był ode mnie lepszy? I kim, do cholery, byłem dla ciebie?

          Woda sięgała mi bioder.
          - Więc uważasz, że jesteś w klatce swojego własnego myślenia? Że mimo, że ledwo żyjesz, nie możesz, albo raczej nie chcesz, zostawić tego rozdziału za sobą?
          Skinąłem głową, patrząc spod grzywki na Jungsoo.
          - A teraz ci powiem, jak to naprawdę z wami jest. Nikt inny, tylko on zbudował sobie klatkę z drutu kolczastego. Wpuścił się do siebie, a ty czułeś się szczęśliwy jak nigdy, bo poczułeś się wreszcie doceniony. Nie trwało to jednak długo, bo wkrótce on zaczął podstępem wypraszać cię ze środka, jednocześnie wzbudzając w tobie poczucie winy. W końcu zamknął klatkę na stałe, ale ty, nie chcąc go stracić za wszelką cenę, starasz się dotknąć go przez kraty, a przy każdej próbie drut kolczasty wrzyna ci się w skórę, raniąc dotkliwie. Bo wiesz, lepiej nigdy czegoś nie mieć, niż to stracić.
          Przez dłuższą chwilę milczeliśmy, słuchając miarowego tykania zegara, aż w końcu szepnąłem łamiącym się głosem.
          - To... przez coś, co powiedziałem, czy po prostu moja osobowość?*

          Karmazynowy to ładny kolor. Nic dziwnego, że go lubisz. Miałeś wiele oprawek w tym kolorze. Chociaż nigdy nie rozumiałem twojego uwielbienia do ciemnych okularów, miałeś zbyt piękne oczy, żeby je ukrywać.
          Odłożyłem mały, zdobiony scyzoryk na półkę obok wanny. Trochę ciężko było mi się teraz skupić, miałem wrażenie, że wraz z burgundowymi strugami rozpuszczają się w wodzie moje wspomnienia, wszystkie, poza tymi związanymi z tobą.
          Teraz woda też była karmazynowa.

          Niezliczony raz szedłem przez pełną ludzi galerię handlową, rozświetloną tysiącami trywialnych szyldów reklamowych, tworzących niemal mdlącą mieszankę. Mijałem setki par i przyjaciół, którzy wybrali się na weekend coś zjeść, czy po prostu się spotkać, bo do cholery chcą zobaczyć, usłyszeć drugą osobę, chcą z nią pobyć.
          Szedłem sam.
          Nie byłem warty nawet tego, żeby gdzieś ze mną pójść. 
          Nie szanowałeś mnie. Bo po co? I tak byłem na każde twoje zawołanie, na każdy gest. Wytresowałeś sobie mnie jak kundla, którego w każdej chwili można wyrzucić, jak śmiecia. Robiłeś co chcesz a ja musiałem się do tego dopasować. Jeśli tego nie robiłem, ty znikałeś natychmiast, jakbyś tylko na to czekał. Nie miałem już siły nawet płakać, jakbym był pusty w środku. Patrzyłem nieobecnym wzrokiem na miejsca, w których bywaliśmy razem i nie odczuwałem nic. Wszystkie łzy już wypłynęły, żłobiąc jątrzącą się ranę, złość dawno uleciała, pozostała niemożność zrobienia niczego ponad niemal czystko fizjologiczne egzystowanie. Już nie byłem nawet zwierzęciem, byłem roślinką, którą można było podlewać i nawozić, ale można też było zostawić na pewne uschnięcie, co właśnie robiłeś.

          Więc właśnie tak wygląda umieranie? Umysł, pozbawiony dopływu życiodajnej krwi, tworzy wyimaginowane obrazy, jak sny? Czy tworząc złudzenie twojego głosu, chce zachować mnie przy życiu, ukazując to, co najbardziej kochałem? 
          - Ryeowook! Wookie! Gdzie jesteś? - Mój umysł chyba nie był mistrzem imaginacji, bo ty nigdy byś mnie nie wołał takim przejętym, pełnym emocji głosem. Zatopiłem się w ten głos ostatkami świadomości, chłonąc go, czując, jakbym doświadczał czegoś nowego, czegoś, co nigdy nie nastąpiło i nie miało nastąpić. 
          - Ryeo! Błagam...
          No tak. Pewnie chodziło o ten list, który zostawiłem; moja podświadomość, do której najwyraźniej nie docierało, że jestem dla ciebie nikim, stworzyła fatamorganę, w której ty ten list znajdujesz i przerażony o moje życie biegniesz do mojego domu, by mnie uratować... Brzmi jak historyjka wyjęta z kiczowatych dram. Gdybym miał siłę, roześmiałbym się szczerze z ogromu bezsensu, jaki potrafiła stworzyć jakaś bardzo nieznająca życia część mnie.
          Tak, kiedyś coś czytałem na ten temat. Przy udarze mózgu bardzo często występują wszelakie halucynacje i omamy. Najwyraźniej w przypadku dużej utraty krwi było podobnie. 
          Nigdy wcześniej nie doceniałem możliwości człowieka. Nie spodziewałbym się, że potrafiłbym stworzyć tak wyraźny obraz ciebie, jaki widziałem w tej chwili. Wyobrażałem sobie, że stoisz teraz w drzwiach łazienki, blady, wpatrzony we mnie z przerażeniem i bólem. Po krótkiej chwili moje złudzenie upadło na zimne kafelki, drżąc zauważalnie. Płakało? No proszę. Mój miraż potrafił nawet płakać z mojego powodu, czego nie można by było nigdy powiedzieć o prawdziwym tobie. 
          Z wysiłkiem utrzymując się na granicy przytomności, wpatrywałem się we własną halucynację, która niemal czołgając się w stronę mojej wanny krztusiła się słowami, z których mogłem rozpoznać tylko słowa takie jak "Ryeowook" "przepraszam" oraz "nie". 
          Twoja twarz.
          Cóż za romantyzm. Umierając, widzę z całą dokładnością jedynie ciebie, całe otoczenie poza tobą zaszło jakby czarną mgłą, tylko ten omam, przedstawiający cię w bardzo nierealnej scenie, istnieje w moich oczach i głowie.
          Przedłużałem jak tylko mogłem moment utraty świadomości, obserwując jak wspierasz się na białym metalu wanny. 
          - Ryeowook... Ryeo... ja... ty... - No proszę, jaki byłem zdolny. Potrafiłem  uroić sobie nawet, jak dusisz się tego typu słowami, nie mogąc złapać oddechu przez łzy. 
          Szkoda, że nie umiałem zapomnieć o tym, że jesteś jedynie wytworem mojej podświadomości, i uwierzyć w coś takiego. Może umierałoby się łatwiej, wierząc w to, że jesteś przy mnie.
          Niemal zsuwając się już w tą przepaść bez dna, złapałem na moment spojrzenie twoich oczu. Potrafiłem perfekcyjnie odtworzyć każdą najmniejszą żyłkę, każde przejście koloru w źrenicach, w końcu tak wiele razy tonąłem w ich głębi. Teraz były podpuchnięte i zaczerwienione, pierwszy raz potrafiłem z nich wyczytać jakiekolwiek emocje. Widziałem w nich ból, strach, winę i... miłość? Co też ta podświadomość może sobie uroić.
          Ostatnim, co poczułem, był dotyk dłoni.






_______________________
 
*jest to cytat z piosenki Hedley - Perfect





10 komentarzy:

  1. Jestem~~!
    Z góry przepraszamprzepraszam jeśli napiszę coś bez sensu, ale jestem po całej nocy z gejpopami i pisaniem pochrzanionych ff z pochrzanionymi ludźmi (<3), także średnio ogarniam jak się nazwyam, nie mówiąc już o konstruowaniu sensownych zdań ;o
    Ogej~~ zacznę od tego, że ledwo wiem o kim czytam, ale to *nieważnenieważne* >.< Hm, przeważnie nie ufam autorom, jak piszą, że coś im nie wyszło, że nie da się czegoś czytać, że coś jest beznadziejne, bo... hej, spójrzcie na mnie~~! xD narzekam pod każdym tekstem, a potem ludzie mają mnie dość ._. ah, ta samokrytyka, wpędzi mnie kiedyś do grobu :I ale do rzeczy...
    W tym przypadku faktycznie coś jest w tym, co napisałaś we wstępie. Nie mówię, że shot jest beznadziejny i skazany na porażkę, ale miejscami faktycznie coś nie gra. Ha! I teraz czuję się źle i idiotycznie, bo nie umiem stwierdzić, co mi w zasadzie nie pasuje. A taka krytyka, nie oparta na żadnych sensownych argumentach, jest niewiele warta, więc może po prostu się mną nie przejmuj? *cojawogólebredzę?*
    Dobra, ogar. Podobał mi się motyw, który zaczerpnęłaś z teledysku, ładnie przeplatający się z wspomnieniami, które strumieniami zalewają głowę bohatera, budując czytelnikowi przed oczami obraz tego, co się w zasadzie wydarzyło, co doprowadziło go do sytuacji granicznej, do samobójstwa.
    Znalazło się tutaj kilka ładnych opisów *Shizuka się cieszy* ;3 nieco jednak szwankuje strona techniczna, bo wyłapałam parę powtórzeń i literówek.
    Hm, tak teraz myślę... może to kwestia czegoś w stylu zaburzenia zasady decorum? Po prostu sposób w jaki przedstawiłaś niektóre ze wspomnień, dziwnie nie wpasowuje się w klimat budowany wstawkami o napełniającej się wannie i barwiącej wodę czerwieni. Ale może to tylko ze mną coś jest nie tak ;-;
    Podobała mi się natomiast końcówka, i ten oniryzm, który tam wprowadziłaś :3 *znów radość* bardzo lubię takie zabiegi, a ten tu dobrze Ci wyszedł.
    Wgl, samobójstwo to taki dołujący motyw ;-; *zerka na swoje "Sleep* *wzdycha* nieważne...
    Jeszcze na koniec pytanie - co znaczy ten tytuł? *ciekawość mode on* To imię, czy źle zrozumiałam to, co mi google nagadało? ;o *zachodzi w głowę czemu tytuł zapisany jest akurat hiraganą* omg, nie ważne, po prostu tęsknię za nauką japońskiego x.x *dygresja time*
    Ludzie. Kończę, bo bełkoczę bezsensu.
    Pozdrawiam i fighting ~~<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mówiłam, że jest beznadzieja, no i miałam rację xD
      Prawie cały shot był pisany w stanie zakrawającym pod depresję, więc co by miało być jak nie tragedia...
      Seseragi to, z tego co pamiętam, strumień/potok, ale mogę się mylić.

      Usuń
    2. Ja się tu rozwodzę na plusami i minusami, a Ty to podsumowujesz jednym słowem "beznadzieja"?! *oburzenie* nie, my dear, "nieperfekcyjne" nie znaczy od razu "do niczego" >.< Tyle.
      Trzymaj się, Ayo ;-; <3

      Usuń
  2. Tak jak obiecalam weszlam na twojego bloga, poczytalam(no jeszcze nie przeczytalam dont tease me czy jakos tak xD) i komentuje(rozmawialam z toba na love przed robieniem zdjec z ADAMS i dalas mi swojego bloga) podoba mi sie to jak piszesz, na prawde ladnie opisalas wszystko(szczegolnie smut z 2min, ja uwielbiam smuty :3) ale mam taka cicha nadzieje ze bylabys na tyle mila i po tych wszystkich koncertowych feelsach napisalabys cos z ADAMS, tak bardzo pragne smuta z nimi, to jak? bede na prawde baaardzo szczesliwa jesli cos tam sprobujesz napisac o nich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej zamierzam z nimi coś napisać! :3 Smut pewnie też się znajdzie ^^

      Usuń
  3. Kocham ten paring, a tak mało nich pl opowiadań, (sama napisałam jedno xD) Opowiadanko było przecudne i miłe dla oka, oraz mojego serca które pragnie więcej ficzków z SuJu <3 oby tak dalej.
    Syśka

    OdpowiedzUsuń
  4. Wowowo uwielbiam to jak dobierasz słowa i łączysz je w takie piękne zdania! Momentami wydawało mi się to trochę pogmatwane.. w sensie jak dla mnie mogłabyś trochę bardziej rozpisać uczucia Ryeowooka i to jak Yesung go odrzuca, czy coś takiego.. ale tak reasumując bardzo mi się podobało! <33333

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, nie, nie, nie, nie. Ja nie czytam angstów z SuJu. Nie i koniec. ;-; *czyta tryliard angstowych HanChuli* Jak… Co… Nie… ;-; Już jak tylko zobaczyłem pairing, że Yesio? Że Wookie, że angst, że… Jezu, wybacz, ale moje feelsy do SuJu to coś jak 99999999 w skali 10, więc… no wybacz, jak będzie bardzo nieskładnie, proszęproszęproszę ;-;
    Czytam sobie, i czytam, i wybacz mi teraz, ale jakoś, nie wiem jak to ująć, ale całość tego shota nie łączyła mi się z wanna i wodą (genialność wypowiedzi w komentarzu, taaaaak). Bardzo mi jakoś zawadzała forma samobójstwa (czekaj, czekaj, ja Cię znajdę… ja Cię znajdę… ale najpierw poczekaj na dalszy ciąg mojego bełkotu, to się dowiesz po co Cię będę szukać ;-;), bo samo pierwsze wspomnienie… Yesio, ty ty ty tytyty, nie nie ;-; Weź, a potem to z Shindongiem, jak, co, nienienienie, ja się nie zgadzam na smutnego Ryeo, ja tego nie zniosę *masochista czyta dalej* ;-;
    Litłuk… weź… nie. Pozwolisz, że skomentuję tylko to, jak bardzo genialna jest ta wypowiedź? Mogę? Jest genialna. Cudna.
    „Odłożyłem mały, zdobiony scyzoryk na półkę obok wanny. Trochę ciężko było mi się teraz skupić, miałem wrażenie, że wraz z burgundowymi strugami rozpuszczają się w wodzie moje wspomnienia, wszystkie, poza tymi związanymi z tobą.” Chcesz mnie zabić. Chcesz zabić mnie i biednego, malutkiego, kochanego Wookiego ;-; Jesteś potworem ;-;
    „- Ryeowook! Wookie! Gdzie jesteś? (…) - Ryeo! Błagam...” TAK, Yesung, debilu, ty nieczuły, okropny… Aakjdklakjdlaskdj.
    „"Ryeowook" "przepraszam" oraz "nie" ”. Chyba mam coś na pograniczu stanu depresyjnego, zachwytu, nienawiści i rozpaczy.
    Wiem, że nie jestem obiektywny, ani troszkę. I wiem, że ta wypowiedź nie miała sensu. Ale to przez Ciebie.
    Czytałem to trzy razy. Trzy razy miałem nadzieję, że Wookiemu nic się nie stanie, że to tylko zły sen, nie wiem co.
    Ja Cię znajdę. I napiszesz mi przeobrzydliwie słodkiego fluffiastego YeWooka.
    Hwaiting~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dżisssss, dziękuję Ci za ten komentarz ;;;;;;;;;;;;
      Mam takie same feelsy do SuJu więc u know ;xxxxxx
      Tak, Yesung jest tu debilem, egoistycznym dziadem, nie ukazującym żadnych uczuć, a Wook troszkę ciotą życiową, która nieświadomie uzależniła się od Yesunga... ale łatwo było mi to pisać, bo po prostu opisałam własne uczucia... *pocojatomówięnopoco*
      A wypowiedź Leeteuka to żywcem wyjęte słowa które usłyszałam.
      Uh, już nic nie mówię ;x
      Napiszę. A zobaczysz, że napiszę! Tęcza będzie wypływać Ci z oczu, uszu i ust, taki będzie fluff! Ale to jak ogarnę siebie i swoją psychikę.

      Usuń
  6. Też lubię tą piosenkę :)
    To... to... to było wspaniałe. Tzn. uratowałaś to końcówką, bo już byłam zła, że kolejne samobójstwo, ale w taki sposób to zakończyłaś... wiec mi się podobało :)

    OdpowiedzUsuń