środa, 10 grudnia 2014

Don't tease me - rozdział I




          Rozdział co prawda powinien pojawić się później, bo drugiego rozdziału mam zaledwie ułamek, ale stwierdziłam, że dam wam się nacieszyć ;P Następny przewiduję za co najmniej dwa-trzy tygodnie. Żeby mi tu było dużo komentarzy, to może się sprężę i napiszę szybciej! 
          Dodatkowo, zapraszam tutaj - KLIK! Jedno, drobne (nie moje) opowiadanie, ale byłabym bardzo wdzięczna za miłe słówko pod nim ;)
          Chciałabym tutaj też przeprosić niektórych za to, że jestem taka beznadziejna.
         Także... zapraszam, hm?





_______________________

  




          Był zmęczony. To musiał przyznać w całej rozciągłości. Wieczne problemy ze sprzątaczkami, które za nic nie chciały się trzymać wytycznych, niemal zupełny brak kontaktów międzyludzkich (choć na to nie narzekał), nuda, zdychające rybki w ogromnym akwarium, koniec sezonu jego ulubionego serialu, a teraz jeszcze te cholerne akcje, które przestały przynosić zyski. Żeby nie zapomnieć! Już piąty miesiąc miał ten sam samochód. 
          Kim Heechul z takimi właśnie myślami siedział w swoim ogromnym salonie w jeszcze ogromniejszym domu, w którym (jak prawie zawsze) nie było żywej duszy, prócz oczywiście wyżej wspomnianego. Chudy, ciemnooki brunet o ostrych rysach twarzy, nie zdradzających jego prawdziwego wieku, obracał na palcu srebrny sygnet, już drugą godzinę czekając na właściwie ledwo zatrudnioną sprzątaczkę. Oczywiście wszystkie najdroższe sprzęty schował w sejfie, bo wiadomo – tu wszystko było drogie, a kiedy ostatnio przyłapał nową pracownicę na próbie wyniesienia kilku srebrnych łyżek (chyba właśnie przez to bała się tu znowu zawitać) wolał być ostrożny.
            Nagle ciszę przerwał bardzo typowy, jednostajny dzwonek telefonu komórkowego. Niesamowicie drogiego telefonu komórkowego, jak przystało na Kim Heechula. Znowu kontrahenci? Rany boskie, powinien sobie zdecydowanie załatwić tego kolesia od wszystkiego, który zawsze biega za bogaczami w dramach i rozwiązuje za nich wszystkie sprawy. Trzeba będzie coś z tym zrobić. Mężczyzna niechętnie spojrzał na wyświetlacz, z zaskoczeniem stwierdzając, że to jego rozpieszczony kuzynek, który dzwonił do niego chyba pierwszy raz w życiu. Odebrał, szczerze zaintrygowany.
          - Hyuuuuuuuuung? - Przesłodzony, irytujący głos. Och, ile razy on go słyszał, kiedy ten dzieciak chciał od niego wyciągnąć jakieś pieniądze. Co nadal nie usprawiedliwiało faktu, że do niego dzwonił. DZWONIŁ. On w ogóle miał jego numer? 
          - Ty do mnie dzwonisz? - W głosie Heechula wyraźnie było słychać zdziwienie.
          - No tak – przytaknął rozmówca, jakby nie widział w tym nic dziwnego.
          - Taemin, dobrze się czujesz? Mieszkasz u mnie już rok i nigdy wcześniej nie dzwoniłeś... Skąd ty w ogóle masz mój numer?
          - Powinieneś się cieszyć, że twój najdroższy kuzyn dzwoni, a nawet teraz marudzisz, pfy.
          - Bo po prostu wiem, że to jakiś podstęp. Nie dam ci pieniędzy, w tym miesiącu już wziąłeś ode mnie dwieście tysięcy won, chyba powinno ci wystarczyć na wszystkie zachcianki, już pomijając, że od rodziców masz jakieś trzysta tysięcy, a nie musisz płacić za nic, ja funduję dom, jedzenie... - Brunet zapewne ciągnąłby dalej, gdyby rozbawiony głos nie wciął mu się w środek zdania.
          - Nie chcę pieniędzy. Hyuung... Bo wiesz, jestem na drugim końcu miasta i tego... ehm, weź po mnie przyjedź, hmm? - Każdy by przyznał, że Lee Taemin jest mistrzem wymuszania tego czego chce na ludziach. A już na pewno na jego starszym kuzynie biznesmenie, który zwykle był w stosunku do ludzi oschły i antypatyczny, a jego w niewytłumaczalny sposób lubił, nawet jak tamten perfidnie ten fakt wykorzystywał.
          - Gdzie jesteś? – zapytał już niemal 30-letni mężczyzna, niezauważalnie wzdychając. Co w ogóle go pokusiło żeby zgodził się przyjąć do siebie tego niewychowanego bachora na czas studiów...?
          - Dzięęęki hyung, wiedziałem że mogę na ciebie liczyć! Park obok uniwersytetu Kwangwoon.
          - Rany, Tae, co ty tam robisz? Huh, i tak miałem być w tamtych okolicach... Ewentualnie mogę po ciebie wpaść. - Heechul ewidentnie kłamał. W rzeczywistości chciał się wyrwać z domu i zrobić cokolwiek, a z Taeminem lubił spędzać czas. Mimo dość sporej różnicy wieku, dogadywali się co najmniej jak kumple, choć znacznie się różnili. Taemin miał popularność, przyjaciół. On sam nigdy tego nie miał i nie potrzebował... Utrzymywał, że nie potrzebował.

~*~

           Jak wiele rzeczy może się nie udawać w jednym czasie jednej osobie? Nawet jeżeli mówimy o serii niefortunnych zdarzeń, zwykle mamy na myśli kilka drobnych niepowodzeń, które nie wpływają w znaczny sposób na nasze życie.
          No, chyba że jest się Cho Kyuhyunem. A wszystko zaczęło się od śmierci jego głównego źródła utrzymania i jednocześnie jedynej rodziny, babci, która regularnie przesyłała mu nieco pieniędzy na opłacenie akademika i wyżywienie. Żaden pracodawca nie chciał zatrudnić na etat studenta, więc dorabiał na sezonowych pracach takich jak roznoszenie ulotek czy sprzedawanie owoców, co jednak nawet nie starczało na pokrycie kosztów wynajmu pokoju, więc żywił się u przyjaciela lub kradnąc w supermarketach, jednocześnie będąc dłużnym kilka miesięcy czynszu.
          Nie, żeby narzekał na swój los. Co to to nie. Kyuhyun był chyba ostatnią osobą, którą można by nazwać mianem sieroty czy nieudacznika. Mimo iż nie sprawiał takiego wrażenia, był nad wyraz wygadany, a w zanadrzu zawsze miał kilka ciętych ripost na każdą okazję. Zbyt dobrze wiedział, że ukazanie jakiejkolwiek słabości tylko przysporzy mu problemów. Nie patyczkował się z ludźmi, prawdę mówiąc mało kto go obchodził. Zresztą, spora część ludzi na uczelni, a w szczególności młodsze roczniki, schodziła mu z drogi. Szczerze mówiąc, sam Kyuhyun nie wiedział do końca dlaczego. Nie czepiał się przecież nikogo bez powodu, a i powód musiałby być poważny, żeby jakkolwiek zareagował. Może to jego mina wyrażająca głęboką odrazę do (prawie) całego świata? Kaptur zasłaniający pół twarzy? Wzrok mówiący „pierdolcie się wszyscy”? Och, to mogło być to.
          Nie, Cho nie był aspołeczny. Prawdę powiedziawszy był bardzo lojalnym i wiernym przyjacielem, co mógł potwierdzić niejaki Choi Minho, choć lepiej go o to nie pytać, bo należałoby być przygotowanym na półgodzinny wykład o sile przyjaźni i wspaniałości świata. Kyuhyun o dziwo jakoś go znosił, wraz z jego nieco chorym optymizmem i skłonnościami do filozoficznych rozważań, ba, nazywał go swoim przyjacielem, co było nie lada wyróżnieniem, bo większość ludzi go po prostu denerwowała, a w najlepszym przypadku nie obchodziła. Kolega ze studiów był jednak tą osobą, przy której całkowicie się otwierał i pokazywał swoją zupełnie inną stronę, dla większości ludzi niedostępną. Nigdy jednak nie tracił swojej dumy.
          - Masz, trzymaj. I nie ma że nie - powiedział wysoki brunet odchodząc od ulicznej budki i podając Kyuhyunowi zapiekankę.
          - Minho, nawet mnie nie...
          - Nie, to ty mnie nie denerwuj – przerwał, wpychając mu jedzenie do ręki.
          - Przestań, prawie codziennie mi coś kupujesz, a ja nawet nie mam jak się odwdzięczyć. - Nieco niższy chłopak spróbował oddać fast fooda, jednak drugi szybko się odsunął.
          - Zwrotów nie przyjmuję! Sam powiedz, gdybyś był na moim miejscu, nie robiłbyś tego samego?
           Cho zbył pytanie robiąc nieokreślony grymas i mruknął coś niewyraźnie pod nosem, w rzeczywistości zadowolony z uporu przyjaciela. Ugryzł ciepłą bułkę, na co przyjaciel poczochrał jego brązowe, opadające na oczy włosy. Szli właśnie przez jedną z wielu uliczek spacerowych, włócząc się bez celu po zakończeniu wykładów i wykorzystując prawdopodobnie ostatnie ciepłe dni jesieni. Wydawało się, że wielu ludzi miało podobne zdanie, bo park był zapełniony przez wszystkie grupy wiekowe a co krok pojawiały się niewielkie stoiska z watą cukrową, hot-dogami czy napojami.
          - A właściwie, jak tam z akademikiem?
          - Mówią, że mnie wyrzucą – odparł szatyn z westchnieniem. - Mam nadzieję że tego nie zrobią, pod mostem bywa nieco zimno – dodał z humorystycznym akcentem, choć wcale mu tak do śmiechu nie było.
          - Nie dramatyzuj, jakieś wyjście zawsze się znajdzie, może w końcu dostaniesz ten zasiłek – niepewnie powiedział Choi. Widać było, że sam do końca nie wierzył w swoje słowa. Zapadła cisza, żaden nie wiedział co na to odpowiedzieć, bo sytuacja nie była prosta i obaj doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
          - Kakao, na poprawę humoru kakao! - Nagle, ni stąd ni zowąd przed studentami pojawiła się dziewczyna z dużym, obrzydliwie przesłodzonym szyldem wskazującym na budkę jakieś dziesięć metrów dalej. - Dzisiaj promocja, jedyne pięćset won!
          Kyuhyun już miał rzucić do niej jakimś wyzwiskiem, ale nie zdążył. Ledwo się powstrzymał żeby nie zatkać uszu, słysząc jak to Minho akurat miał ochotę na kakao i jaki to zbieg okoliczności. Nie minęła sekunda jak został pociągnięty przez bruneta za rękę, a następnie przyjaciel wepchnął mu papierowy kubek z czekoladowym napojem. „Na poprawę humoru”, taa? Stłumił przekleństwo i ruszył szybkim krokiem przed siebie, wbijając wzrok w jasnobrązowy płyn.
          - Hej, Kyu, czekaj! - zawołał za nim brunet. - Co ty taki nie w sosie?
          - A ty byś był w sosie, w polewie czy w czym tam sobie chcesz, gdybyś nie miał pieniędzy, perspektyw i prawdopodobnie mieszkania, a twój przyjaciel sądziłby, że jakieś lurowate, kakaopodobne coś rozwiąże wszelkie problemy? Czuję się jak w jakimś popieprzonym, nieśmiesznym kabarecie, gdzie jest jedna ofiara, z której wszyscy kpią, udając chęć pomocy!
          Kyuhyun chciał stłumić napad wściekłości, ale emocje wciąż się w nim gotowały. Strącił dłoń Minho ze swojego ramienia i przyspieszył kroku, zaciskając palce na kubku. Może i zareagował zbyt gwałtownie, był tego świadomy, ale czasami po prostu tracił cierpliwość.
           Nie chodziło o to, że od kogokolwiek oczekiwał jakiejkolwiek pomocy, chciał po prostu żeby ludzie mu nie przeszkadzali, a póki co miał wrażenie, że wszyscy, poza Choi, robili wszystko żeby mu utrudnić życie. Kiedyś wierzył w ludzkość, w to, że istnieje na świecie jakaś bezinteresowność, szybko jednak zmienił podejście.
          - Kyuhyun-ah! - Usłyszał krzyk przyjaciela, jednak w żaden sposób nie zareagował. - Uważaj!
          Dlaczego nie powinno się chodzić, nie patrząc przed siebie?
          Odpowiedź na to pytanie Cho bardzo dobitnie poznał, wpatrując się w dużą beżową plamę na białym materiale drogo wyglądającego płaszcza i w oniemiałą, przystojną (tego nie było!) twarz jego właściciela.
          Ów młody mężczyzna powoli przeniósł wzrok z Kyuhyuna na wylane kakao i z powrotem. Oniemiały student wpatrywał się w oczy nieznajomego i nie mógł nawet wydusić z siebie jakiś słów przeprosin. Usłyszał, jak Minho, dobiegłszy do niego, zaczął coś mówić, jednak go nie słuchał. Nie odwracał uwagi od ciemnych tęczówek, starając się zrozumieć sytuację, jednak jego myśli były niejasne i nieuporządkowane.
           Nie trwało to długo, może kilka sekund, chwilę później wyrwali się z dziwnego letargu.
          - Aish! Masz pojęcie, ile ten płaszcz kosztuje?! - krzyknął mężczyzna, z wyraźnym obrzydzeniem starając się wytrzeć plamę chusteczką wyciągniętą z kieszeni. Następnie znowu spojrzał na Kyuhyuna, tym razem sprawiając takie wrażenie, jakby go oceniał.
          Student prychnął z poirytowaniem.
          - Och, proszę mi wybaczyć ten jakże godny potępienia czyn, a jeśli jaśnie pan nie posiada pralki mogę się nawet poświęcić i zaoferować upranie pańskiego bardzo-drogiego-płaszcza – powiedział sztucznie uprzejmym tonem, mierząc obcego pogardliwym wzrokiem, na co ten zdołał jedynie otworzyć szeroko usta i oczy, z nieudawanym szokiem patrzeć na tego... tego... dzieciaka, wyraźnie wstrząśnięty jego impertynencją. Widać było, że nie mógł wykrztusić słowa, przyzwyczajony od dziecka do szacunku i uniżności, teraz prawdopodobnie pierwszy raz w życiu spotykając się z takim brakiem ogłady. Cho, zadowolony z takiej reakcji, nieznacznie się uśmiechnął.
          - No, skoro nie będzie problemu, to wspaniale – rzucił, jednocześnie przywołując gestem zdezorientowanego Minho i wymijając właściciela płaszcza.
          - Francja, Paryż, projektant Jean-Paul Gaultier, model Modern Classic, inspirowany londyńską modą lat sześćdziesiątych, stylizowany na nowoczesny business-look.
          Kyuhyun zatrzymał się i odwrócił, słysząc, że nieznajomy odzyskał głos. Tamten nie wyglądał na zdenerwowanego, ale najwyraźniej taki był, co można było podejrzewać po niebezpiecznie pulsującej żyle na skroni.
          - Pierwszy raz na wybiegu w lipcu tego roku ma pokazie kolekcji Haute Couture. Ilość wykonanych egzemplarzy: JEDEN, cena: PIĘĆ MILIONÓW KOREAŃSKICH WON. Sposób spłaty rekompensaty za zniszczenie: przelew, wykonany w ciągu trzech dni roboczych. Brak spłaty równa się ze zgłoszeniem sprawy jako zniszczenie mienia, a mniemam, że tego nie chcesz. Rozumiem, że wszystko jasne? Och, nie przedstawiłem się, shame on me. Kim Heechul, trzydzieści lat.
          Kyuhyun początkowo uznał to za przesłyszenie lub nieśmieszny żart, jednak widząc absolutnie poważną minę trzydziestolatka zaczął rozważać, czy aby przypadkiem to nie była... prawda. Przełknął ciężko ślinę, marząc o zapadnięciu się pod ziemię albo jakimś innym efektownym rodzaju śmierci. Pięć... milionów? PIĘĆ MILIONÓW?! Tyle, ile kosztuje rok mieszkania w akademiku razem z wyżywieniem?! Aż ciśnie się na usta zdanie "o nie, jesteśmy zgubieni*"... a raczej "jestem zgubiony", bo był w tym bagnie sam. A już myślał, że gorzej być nie może. Teraz w ciągu trzech dni musiałby zdobyć ponad pięć milionów won, czyli w skrócie musiałby napaść na bank,
          No, to wszystko jasne.
          Heechul najwyraźniej zauważył konsternację na twarzach studentów, bo uśmiechnął się drwiąco.
          - Chyba że... wolisz odpłacić, hmm... ciałem?


 ~*~

          Niewielka kropla rubinowej krwi przez chwilę zalśniła na szkle, a następnie powoli opadła na podłogę. Kyuhyun zaklął niezliczony raz tego dnia i włożył palec do ust, wysysając ranę. Ledwo się powstrzymał, żeby nie rozbić kolejnej szklanki śladem pierwszej. Właśnie usłyszał, że w ciągu dwóch dni ma się z pokoju wynieść, ewentualnie zapłacić wszystkie zaległości w czynszu - a to, jak nietrudno się domyślić, było niemożliwe. No i jeszcze ten cały cyrk z płaszczem. Jak to było? "Sekretarz, czyli w praktyce adwokat, chłopiec na posyłki i sprzątaczka w jednym." Po moim trupie! Ten... ten świr Kim Heechul, czy jak mu tam było, chciał z niego zrobić jakiegoś wypranego z dumy służącego! Tuż po jego groźnie brzmiącej propozycji odpłacenia długu ciałem, wyjaśnił skonfundowanym studentom, że wcale nie chodzi o jakieś niemoralne propozycje (o ile niewolnictwo bez wynagrodzenia było jakkolwiek moralne), a o robienie wszystkiego za szanownego per Kima (Kyuhyun zastanawiał się, czy dotyczy to również podcierania tyłka). Heechul o tym, że ów służący miałby zakwaterowanie w jego zapewne bardzo drogim domu, a także nie musiałby się przejmować wyżywieniem, raczył wspomnieć dopiero kiedy Cho kategorycznie odrzucił jego ofertę. Chociaż może to i lepiej, przynajmniej nie wyszedł na dzieciaka który nie ma żadnej dumy jeśli chodzi o pieniądze. 
          Wściekle zamiatając odłamki szkła pomyślał, że wcale a wcale nie ma ochoty mieszkać u jakiegoś lalusia i robić za niego zakupy. Wcale, pamiętaj, ani trochę. To nic, że rozwiązałoby to jego wszystkie problemy, że miałby gdzie mieszkać i co jeść, że nie musiałby się zastanawiać - tak jak w tej chwili - pod jakim mostem będzie najwygodniej. "Spieprzyłeś sprawę" - odezwał się jakiś cichy głos w jego głowie, kiedy wyrzucał resztki szklanki do kosza. 
          Nie, kurwa, nie! Kim w końcu był? Cho Kyuhyunem czy jakąś życiową ciotą? Okej, wolał nie słyszeć odpowiedzi na to pytanie. Przetrząsnął kieszenie spodni, by wyjąć z nich lekko wymiętą wizytówkę. Spojrzał na nią z nieprzejrzanym wyrazem twarzy,
          - Kim Heechul, taa? Pożałujesz swoich cudownych pomysłów.

~*~

          Kawiarnia Rosegrove Café była prawdopodobnie jednym z najprzyjemniejszych tego typu miejsc w Seulu. Niewielka, utrzymana w staroangielskim stylu, z kamiennymi ścianami imitującymi mury średniowiecznych twierdz, ale zadziwiająco przytulna, była ulubionym miejscem Heechula. To tutaj przesiadywał popołudniami, z okularami w czarnych oprawkach nasuniętymi na nos, czytając angielską prasę i popijając dawno już wystygłą gorzką kawę z porcelanowej filiżanki. Tutaj rozmyślał nad kolejnymi inwestycjami i tendencjami rynkowymi.  
          Tego popołudnia było tu zupełnie pusto, kiedy Heechul wraz z Taeminem usiedli przy stoliku za półścianką. Kim wcześniej odniósł płaszcz do czyszczenia, więc teraz był w samej koszuli. Wbrew wszelkim spekulacjom był w dobrym humorze. Z perspektywy kilkudziesięciu minut cała sytuacja wydała mu się zabawna, a zawsze była to jakaś rozrywka w jego - jakby nie patrzeć - nudnym życiu.
          Z bladym uśmiechem, który nieczęsto pojawiał się na jego twarzy, zamówił dwie herbaty i ciasto dla kuzyna, który siedział po drugiej stronie stolika, kołysząc nogami jak nastolatek. Lee zresztą nawet wyglądał jak nastolatek, z drobną budową, delikatnymi rysami twarzy i dłuższymi włosami w kolorze karmelu, związanymi nad karkiem w luźny kucyk. Nikt by nie powiedział, że to dwudziestoletni student muzyki.
          - To co z tym gościem, co ci zalał płaszcz? - zapytał chłopak z pełnymi ustami, plując okruszkami szarlotki.
          - Ach. Cho Kyuhyun, tak się przedstawił. Coś mi mówi że się jeszcze zobaczymy - rzucił Heechul, bębniąc palcami w blat. - Biedny chłopak tak się przestraszył kwoty, jakiej od niego zażądałem, że to jasne, że nie ma nawet części. Ale bardzo się wzbraniał przed odpracowaniem tego, a szkoda, przydałby mi się chłopiec na posyłki - Wzruszył ramionami, pokazując, że tak naprawdę za bardzo go to nie obeszło.
          - To znajdź sobie żonę. Będzie ci gotować - mruknął Taemin, odpisując jednocześnie na esemesa.
          - Żonę?! - Kim zabrzmiał, jakby mówił o czymś obrzydliwym, krzywiąc się przy tym. - Żeby mi truła dupę, narzekała jaka jest gruba i doprowadziła mnie do bankructwa, kupując jakieś wisiorki?
          Taemin parsknął śmiechem, odrywając wzrok od wyświetlacza telefonu.
          - Miłość, hyung. Miłość. Mówi Ci to coś?
          Heechul uniósł brwi. Miłość? Gdyby istniała, powinien się już parę razy zakochać, czy coś. Podejrzewał, że to tylko bajeczka dla małych, naiwnych dzieci. Książę przyjeżdża na białym rumaku i ratuje księżniczkę z wieży... kto by wierzył w takie rzeczy? Zacznijmy od tego, że na świecie jest raczej dość mało książąt, konie śmierdzą, a ludzie są m a t e r i a l i s t a m i. 
          - Nie - skwitował.
          - W sumie... mi też nie. - Taemin wrócił do pisania na wyświetlaczu. - Laski są puste.
          Kim spojrzał na resztę herbaty w filiżance. Jego rodzina chyba dawno już się pogodziła z faktem, że prawdopodobnie do końca życia zostanie starym kawalerem. Nie będzie miał dzieci (to akurat plus, dzieci robią kupę w majtki i płaczą), więc nikt nie będzie się nim interesował jak będzie stary.
          Nic nowego. Przywykł.


 ~*~

          Otworzył lodówkę i wstrząśnięty zdał sobie sprawę, że jest pusta. Myślałby kto, że skoro jest bogaty zawsze ma co jeść. Nie ma, jak skończą mu się dania na wynos z najbliższej restauracji. Sam nie gotował, mimo że umiał to robić całkiem dobrze, jednak wrodzone wygodnictwo dawało się we znaki.

          - Taemin!
          - Coooo? - dobiegł go przytłumiony głos z łazienki na górze.
          - Nie ma co jeść! - krzyknął, zamykając drzwiczki lodówki.
          - A to mój problem?
          No tak. Jego pogrzany kuzynek zawsze mógł sobie wyjąć coś ze swojej szafki na słodycze, w której wiecznie było kilkanaście czekolad, jakieś cukierki, batoniki czy ciastka i inne, obrzydliwe, SŁODKIE - fuj! - rzeczy. Westchnął, zdejmując ręcznik z włosów i zawieszając go na szyi. Wyjął telefon z kieszeni puchatego szlafroka w słoniki (nigdy, przenigdy nikomu się nie przyzna do posiadania takiej części garderoby) i wybrał numer do jakiejś DROGIEJ pizzerii (skoro pizza sama w sobie była jedzeniem nie dość odpowiednim dla bogacza, upewnił się chociaż żeby była wystarczająco luksusowa). Konsultantowi kazał przywieźć najdroższą jaką mają w asortymencie.
          - Zamówiłem pizzę - powiedział do Taemina schodzącego ze schodów, na co ten jedynie wzruszył ramionami, ziewając. Obaj usiedli na kanapie, a młodszy włączył jakiś kanał z kreskówkami na - jakże by inaczej - 84-calowym telewizorze.
          Do tego Heechul również się nie przyznawał, w końcu kto to widział żeby trzydziestoletni businessman oglądał bajki dla dzieci. Był jednak dziecinny, nieważne jak bardzo starał się wyglądać na poważnego człowieka, w środku był małym chłopcem który najchętniej pobawiłby się samochodzikami. Psycholog mógłby przyczyny szukać w tym, że od małego wymagano od niego ogłady, rozsądku i powściągliwego zachowania, nie zostawiając miejsca na zabawę. 
          Gdy zadzwonił dzwonek do zewnętrznej bramy Kim nawet nie odbierał, otworzył tylko pilotem i leniwie ruszył do drzwi frontowych. Nie przebrał kompromitującego szlafroka tylko dlatego, że wychodził z założenia, iż dostawca zobaczy go raz i prawdopodobnie nigdy więcej. Przekręcił kilka zamków i nie patrząc nawet na wyświetlacz obok otworzył drzwi.
          Przywidzenie zwalił na zmęczenie, więc przetarł oczy, chcąc odgonić obraz jego dzisiejszej udręki w postaci niezdarnego dzieciaka z kakaem. Następną myślą było, do jakiego psychiatry powinien się zgłosić z halucynacjami, kiedy po przetarciu oczu nic się nie zmieniło. Przed nim nadal stał nikt inny, a właśnie dziś poznany Cho Kyuhyun, opierający się nonszalancko na jakiejś wielkiej walizce, niemal szyderczo wpatrujący się w odzienie Heechula. 
          - Co... ty... tu... robisz? - Gospodarz przeklął się w myślach, że nie zdołał sprawić, aby jego głos brzmiał pewnie, bez nuty zaskoczenia. Student jedynie wyszczerzył do niego zęby w przewrotnym uśmiechu.
          - Wprowadzam się, nie widać?



* - inspiracja tym: KLIK! Wybaczcie, musiałam :x




poniedziałek, 1 grudnia 2014

Don't tease me - zapowiedź, bohaterowie

         
          No i przybywam z obiecaną zapowiedzią! W zeszłym tygodniu nie dałam rady, koncert NU'EST za bardzo mnie pochłonął :3 
          Właściwie, obyłoby się bez tej zapowiedzi, bo nie ma ona właściwie jakiegokolwiek znaczenia dla fabuły, ale myślę że w pewien sposób może pozwolić wam zasmakować specyfiki języka tego fanfiction, który ze względu na dużą ilość sarkazmów, przenośni, porównań, wstawek i dopisków autora może nie każdemu przypaść do gustu.
          Pierwszy rozdział tego opowiadania mam już skończony, ale wstawię go dopiero jak będę miała choć część drugiego. Obstawiam przyszły tydzień, ale nic nie jest pewne. 
          Przy rozdziałach nie będę dawać żadnych dedykacji, bo opowiadanie zaczęłam pisać i piszę je dalej tylko dla Nany i to jej dedykuję całość tego kulawego czegoś.
          Dziękuję Aliss, która zgodziła się mi betować. Zarazem bardzo ją przepraszam, że jest zmuszona czytać takie wypociny!
A więc... go on!



_______________________


 DON'T TEASE ME

typ: AU, slash
gatunek: komedio-fluffo-dramato-coś / nie wiem
paring: Kyuchul, 2min 
ostrzeżenia: dziwny humor, zaburzenia psychiczne???
rating: raczej PG-13




           Pogoda tego dnia była piękna, nawet jak dla pani Park. Zachmurzone niebo pozwalało jej wyjść podlać kwiatki bez maski przeciwsłonecznej i parasola, a brak wiatru i idealna cisza umożliwiały jej bezkarne podsłuchiwanie sąsiadów. Żyć nie umierać, czyż nie? 
          Właśnie, a propos sąsiadów. Definitywnie w willi po prawej od dłuższego czasu działo się coś dziwnego, czego długi nos staruszki nie był w stanie wywęszyć. Czasami cały dzień przez dom przetaczały się niemal wojenne okrzyki i dźwięki zbijanych talerzy, kiedy indziej też jakieś okrzyki, ale raczej nie wojenne (pani Park nie potrafiła określić ich genezy), innym razem wtaczał się tam prawdziwy harem kwiecistych chłopców, a wtedy starsza pani musiała bardzo długo trzymać lornetkę przy oczach, aby dokładnie im się przyjrzeć. 
          W momencie, kiedy do uszu biedaczki doszedł odgłos maratończyka po biegu, wydobywający się zza, fortunnie, otwartego okna na parterze, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
          Dziarskim krokiem, ściskając w ręku ogromną lornetkę, podeszła do płotu. Zajrzała ciekawie, a zaraz później runęła jak długa na ziemi. Ups, chyba zemdlała.
          Cóż, pani Park zdecydowanie nie chciała tego widzieć.



~.~


GŁÓWNI BOHATEROWIE:




Kim Heechul, 30 lat





Cho Kyuhyun, 24 lata




Lee Taemin, 20 lat



Choi Minho, 24 lata 







Zapraszam do komentowania!




.